Jak stałam się wrogiem publicznym numer...
No właśnie, jak? Nijak... Sama nie znam odpowiedzi, nie poznam jej pewnie nigdy, ale zacznijmy od początku. Z obecnym mężem poznałam się na platformie randkowej, okazało się, że mieszkamy niedaleko siebie. No i tak jakoś poszło. Pierwsza randka, druga, trzecia... Nigdy nie został u mnie na noc, zawsze wracał po nocach, bo jego rodzice byli "konserwatywni" jak to tłumaczył. Ujęłam to w cudzysłowie, bo dziś wiem, że mają po prostu podwójne standardy. Minął jakiś czas, wybraliśmy się na zabawę plenerową w jego miejscowości, a potem miałam u niego nocować. Już chyba to było pierwszą kością niezgody, no bo jak bez ślubu, bez pierścionka (mieli już wówczas synową, któa brałą ślub w dwupaku), ale wtedy tak tego jeszcze nie odebrałam. Mieszkałą tam już kilka miesięcy ta "lepsza synowa", ukochana, wyczekana, cud nad Wisłą po prostu. Przy obiedzie byli zdziwieni, że potrzebuję noża do kotleta (taaa...), zamienili ze mną ledwo kilka zdań, bo ważniejsza była rozmowa z domową, ciężarną synową. Pożegnałam się, wróciłam do swojego domu i tyle. Nic nie świtało mi w głowie, nie rozpamiętywałam tak tego, było mi po prostu smutno.
Minął miesiąc, może dwa, Ona urodziła, zapanował ogólny szał, bo pierwszy wnuk w rodzinie, no wiadomo. Nie mogłam przyjechać do K, bo w domu jest małe dziecko no i jak to tak. Dom mieli duży, raczej nie byłoby możliwości bym specjalnie się "zderzyła" z nimi. Pamiętam też, że kiedy Ona rodziła, to cała rodzina musiała być tak zaaferowana, być w szpitalu, że to mój obecny mąż musiał zaopiekować się wszystkim wokół domu i zakazali mu przyjechać do mnie. No ok, jeszcze wtedy też tłumaczyłam sobie to tak, że są przejęci, wiadomo nowe pokolenie przychodzi na świat. Lata później okazało się inaczej.
Tak naprawdę nie wiem kto od pierwszego spotkania nienawidził mnie bardziej: druga synowa czy teściowa. Niemniej jedna drugą napędzały. a TY powiedziała do swojego syna "spójrz na to kim jest jej ojciec, takiej chesz dziewczyny"? Moi rodzice rozeszli się jak miałam pół roku może trochę więcej, a mój ojciec był alkoholikiem, nie miałam z nim żadnego kontaktu, więc bardzo zabolało mnie to, że uważała, że jestem "córką menela" i "niedaleko pada jabłko od jabłoni". Ta druga, lepsza też ma rodziców, którzy borykali się z problemem alkoholowym i mieszkała z nimi, ale to jak już wspominałam - były podwójne standardy.
Mijały tygodnie, nadeszły chrzciny, K zaprosił mnie jako osobę towarzyszącą, ku wielkiemu niezadowoleniu Księżniczki (lepszewj synowej). Na sali wszyscy mieli zdjęcia robione z dzieckiem, tylko nie ja. Brat mojego męża nastawiony przez swoją żonę nie zamienił ze mną słowa. Cały czas byłam pomijana, ignorowana, bo liczyła się tylko Księżniczka, ze mną Teściowie zamienili kilka zdań, w sumie to tylko teść, gdy chciał się napić. Teściowa rozmawiała tylko z moim mężem, udając że mnie nie ma. Chyba ćwiczyła na później, bo wychodzi jej to teraz perfekcyjnie. :)
W tym czasie podjęliśmy już z K decyzję o tym, że chcemy zamieszkać razem i chcemy budować razem wspólną przyszłość bez papierka. I to był prawdziwy szok dla nich i czynnik zapalny do znienawidzenia mnie do końca. Ale o tym następnym razem...
Spisanie nawet tych kilkudziesięciu zdań jest dla mnie cholernie trudne, mimo tego, że zrozumiałam już, że nigdy nie będę dla nich wystarczająco dobra, mądra, zaradna życiowo, by zasłużyć na choćby normalną rozmowę, to dalej wspominanie tego co było przychodzi mi z trudem, a w oku kręci się łza.